Oczy malowały już starożytne Egipcjanki i mieszkanki Babilonii. Jednak historia mascary jaką znamy dziś zaczyna się niecałe 100 lat temu.
Egipcjanki brwi, powieki i rzęsy pociągały czarnym galenitem, dzięki czemu uzyskiwały ciemnoszary makijaż z metalicznym połyskiem. Arabki w tym czasie stawiały na smoky-eyes, dzięki mieszance sadzy, białka i oliwy a te, którym marzył się makijaż permanentny, sięgały po brązową lub czarną hennę.
Plucie do tuszu
Założyciel znanej nam marki Rimmel nieco ponad 150 lat temu opracował recepturę tuszu w kostce, który po rozcieńczeniu nakładano na rzęsy szczoteczką. Co ciekawe, mimo że mascara w kostce z dodatkiem wazeliny, której nie trzeba było już rozcieńczać powstała w 1913 roku, nasze mamy jeszcze w latach ’60 używały specyfiku w kamieniu z dołączoną szczoteczką, na którą przed aplikacją trzeba było… napluć.
Polka wynajduje tusz
W 1939 Żydówka polskiego pochodzenia Helena Rubinstein opatentowała pierwszy tusz wodoodporny. Tuż po wojnie zapotrzebowanie na kosmetyk było tak duże, że w amerykańskich drogeriach zaczęto stawiać automaty z mascarą. Od tej pory żadna szanująca się aktorka nie występuje bez starannie umalowanych oczu. Jednak dopiero w latach ’60 Maybelline wypuścił pierwszą mascarę na bazie wody o znanej nam do dziś konsystencji. Wkrótce firma opracowała tusz Great Lash, który jest najczęściej kupowanym kosmetykiem kolorowym świata – opakowanie jest dziś sprzedawane co 1,9 sekundy.